Jeszcze kilka tygodni temu nastroje i oczekiwania w Madrycie były jasne. Niewielu stawiało nawet znak zapytania. „Czy odpadniemy z PSG? Przy takiej formie – oczywiście!”, grzmiało jednogłośnie madridismo. Już wcześniej mogliśmy ze smutkiem przyjąć, że walka o mistrzostwo odbędzie się bez udziału Królewskich. Perspektywa czasu pokazała, że nawet po odpadnięciu z Pucharu Króla da się podnieść. Zamiast więc zakładać najczarniejszy scenariusz, może trzeba po prostu wierzyć, że Real zawsze się podniesie?

Może w głowach kibiców ciągle siedzą porażki z Barceloną i Leganés czy wpadki z Levante lub Villarrealem. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Królewscy w ostatnich czterech meczach z wcale nie byle jakimi rywalami zgarnęli komplet zwycięstw. Zdobyli aż szesnaście bramek, u siebie odprawili Paris Saint-Germain i Real Sociedad, na wyjeździe poradzili sobie z Betisem i wzięli rewanż na Leganés. Oczywiście nie jest to żaden powód do hurraoptymizmu. To powód, żeby wrócić na ziemię i nieco się uspokoić. Nie jest tajemnicą, że każdego dnia wszyscy związani z Realem Madryt myślą o rewanżu z PSG. A ostatnie mecze pokazały, że niedzielni eksperci zdecydowanie za szybko ogłosili śmierć najlepszej drużyny w Europie ostatnich lat.

Królewscy sporo strzelają, ale w ostatnim czasie ogromne wątpliwości można mieć wobec obrony. Zwykle mówi się, że nie tylko linia defensywna ma bronić, ale wydaje się, że największe luki w koncentracji są właśnie w tej formacji. Po raz ostatni Los Blancos zachowali czyste konto w meczu ligowym… 9 grudnia! Bez względu na stawkę meczu wypada w końcu wlać nieco nadziei w serca tych, którzy nie chcą wierzyć w ofensywę w Parku Książąt. Wtedy trzeba będzie zaufać obronie, co obecnie przychodzi z wielkim trudem.

Im mniejszą kadrę ma do dyspozycji Zinédine Zidane, tym lepiej radzi sobie z problemami. Teraz wypadły mu trzy kluczowe ogniwa. Bez Marcelo lewa flanka nie funkcjonuje tak, jak powinna. Luka Modrić i Toni Kroos to absolutny światowy top, jeśli chodzi o środek pomocy. Zizou nie załamuje rąk, nie mówi, że tęskni za Gravesenem (a szkoda). Robi, co może, by drużyna wygrywała. Stawia na nowe warianty, które okazują się bardzo celne. Ostatnie spotkanie w wykonaniu Casemiro czy Mateo Kovačicia było najlepszym tego przykładem. Pierwszy otrzymał nieco więcej zadań ofensywnych i skończył mecz z golem i asystą. Drugi natomiast wreszcie zanotował naprawdę dobry występ i zaczął odzyskiwać pewność siebie po kontuzji sprzed wielu tygodni.

No dobrze, ale przecież dziś na Santiago Bernabéu zagra też druga drużyna. Oczywiście wiele prawdy jest w tym, że najgroźniejszy dla Realu Madryt jest… on sam. Trudno bowiem przypomnieć sobie spotkanie, w którym Królewskim nie brakowało tych najważniejszych cech – zaangażowania, kreatywności, koncentracji czy skuteczności – i skończyli mecz bez trzech oczek. Deportivo Alavés stanowi jednak ciekawy przykład, jak zmiana trenera może wpłynąć na wyniki. Pierwsze kroki Abelardo w nowym klubie są wręcz spektakularne. Szkoleniowiec z Asturii obejmował tę drużynę, gdy miała sześć punktów straty do bezpiecznej lokaty. Dziś kibice w Vitorii mogą się cieszyć z aż dziesięciu oczek przewagi nad strefą spadkową. W międzyczasie poradzili sobie z Valencią, Celtą, Villarrealem i Deportivo La Coruña.

Po dziesięciu dniach od meczu z Paris Saint-Germain Królewscy wracają do swojego domu. Właśnie wtedy nie chcieli zgodzić się z tymi, którzy już całkowicie przekreślili szanse na udany sezon. Choć przed rewanżem z Francuzami Real zagra na Santiago Bernabéu z Getafe, może warto jednak pokazać, że kibice i piłkarze idą w jednym kierunku? Może nawet w końcu uda się zachować czyste konto, by wierzyć, że tridente Mbappé-Cavani-Neymar nie wyrządzi nam wielkiej krzywdy? Może warto odrobić siedmiopunktową stratę do Atlético? Liga przecież wcale się nie skończyła.

Początek meczu o 16:15. Można go obejrzeć na Eleven Sports 1 w player.pl.

autor realmadryt.pl